Je Joue Amour: unikalny bullet z języczkiem-sercem | Recenzja

Na granatowym tle w białe gwiazdki leży Je Joue Amour, jasnoróżowy masażer pocisk zakończony serduszkiem.

Amour wydaje mi się jedną z najciekawszych innowacji na rynku gadżetów erotycznych w ciągu ostatnich kilku lat. Jak to możliwe, że tak świetna zabawka wyszła od marki, która nawet nie dołącza etui do swoich produktów?

Porządna marka premium

Chociaż Amour to pierwszy produkt Je Joue, jakiego używam, to tę brytyjską markę od dawna darzę sympatią. Czytałam same pozytywne opinie jej gadżetów, wiem, że mają mocne, głębokie wibracje, nawet przy niewielkich rozmiarach produktów. Design Je Joue jest zaś definicją minimalizmu. Zabawki tej marki są pokryte jednym kawałkiem silikonu z tłoczonymi na nim przyciskami. Ewentualne wykończenie z tworzywa sztucznego zwykle ma ten sam kolor co silikon i nie rzuca się w oczy.

Dlaczego więc wcześniej nie skusił mnie żaden gadżet Je Joue? Oferta marki była dotąd niewielka – zawierała ledwie kilkanaście pozycji. Większość z nich stanowiły dość powtarzalne modele: masażery w kształcie pocisku (czyli bullety) czy wibratory króliczki, a podobne zabawki miałam już w swojej kolekcji. Nieco bardziej kusił mnie model Mimi Soft – masażer łechtaczki pokryty miękkim silikonem. Natomiast obawiałam się, że za bardzo tłumi on wibracje. Intrygował mnie też G-Kii – zginany wibrator punktu G. Wydawał mi się jednak dość drogą opcją, a ja osobiście wolę stymulację łechtaczki.

Intrygująca nowość

Przyznam, że na parę lat zupełnie zapomniałam o Je Joue przez ich brak jakichkolwiek nowości. Jednak osoby odpowiedzialne za innowacje tej marki w tym czasie nie próżnowały. W ciągu ostatnich miesięcy firma wypuściła na rynek kilka intrygujących gadżetów. 1 lutego ogłosiła premierę masażerów: Amour, Duet i Vita. Pozornie to tylko kolejne wariacje na tematów bulletów. Natomiast zwłaszcza Vita z elastyczną główką w kształcie półkuli oraz Amour z wystającym języczkiem w kształcie serduszka oferuje więcej doznań niż typowy masażer pocisk.

Na jasnoróżowej tkaninie leży ciemnoszare pudełko masażera łechtaczki Je Joue Amour z okienkiem.
Masażer łechtaczki Je Joue Amour w opakowaniu

Elegancka otoczka

Zanim opiszę dokładniej działanie tego cudeńka, zatrzymam się przy opakowaniu i jego zawartości. Gadżet przychodzi w kartoniku z charakterystycznym dla Je Joue motywem piór i plastikowym okienkiem na wierzchu. Osobiście dla dobra środowiska wolałabym brak plastiku, natomiast trzeba przyznać, że całość prezentuje się niezwykle estetycznie. W środku znalazłam masażer w plastikowej wytłoczce, kabel ładowania, instrukcję i ulotkę.

Zdziwił mnie brak woreczka do przechowywania. Uważam, że to powinien być standard i przy tak eleganckiej otoczce ten brak to duże niedopatrzenie. Zwłaszcza że na opakowaniu znajduje się informacja „kompaktowy na podróże” – a ja nie wyobrażam sobie zabrać gadżetu w podróż bez etui.

Cichy, bezpieczny, wegański

Większość cech gadżetu opisana jest z tyłu i na podstawie kartonika: cichy, bezpieczny dla ciała, wodoodporny, zasilany ładowarką, wegański i cruelty-free. Marka nie przedstawia co prawda żadnego wegańskiego certyfikatu, ale gadżety erotyczne z zasady raczej nie są testowane na zwierzętach ani nie zawierają substancji pochodzenia zwierzęcego, więc nie ma powodu, by nie wierzyć ich zapewnieniom.

Uroczy kolor

Wcześniej Je Joue kojarzyłam głównie z ciemnym fioletem: większość zabawek marki dostępna była właśnie w tym odcieniu. Nowe modele przełamują tę zasadę. Amour dostajemy w dwóch wersjach: szmaragdowo zielonej i bladoróżowej. Ja oczywiście wybrałam róż, który wydaje mi się bardziej naturalny dla gadżetu z kształtem serca. Na żywo prezentuje się prześlicznie. Ciekawi mnie, czy tuż po lutowej premierze Amour okazał się hitem: to przecież idealny prezent na Walentynki.

Doskonałe wzornictwo

Design gadżetu zaskakuje i zachwyca. To około 9-centymentrowa pałeczka o średnicy 2,5 cm zakończona kilkucentymetrowym języczkiem w kształcie serduszka z cienkiego kawałka silikonu. Przy podstawie ma trzy przyciski: plus i minus do zmniejszania i zwiększania intensywności wibracji i pośrodku S do zmiany trybów. Na podstawie znajdziemy wejście ładowarki przykryte zaślepką. Co ciekawe, to zwykły port micro USB. Trochę szkoda, że nie jest to popularne ostatnio USB-C, ale nie można mieć wszystkiego.

Jedyny w swoim rodzaju

Dłoń trzyma masażer Je Joue Amour, pokazując jego podstawę z zaślepką przykrywającą wejście ładowarki.
Podstawa masażera łechtaczki Je Joue Amour z zaślepką

Wyjątkowym elementem tego gadżetu jest cienki, silikonowy języczek. Jego kształt serduszka jest uroczy, ale w praktyce drugorzędny. Najważniejsza jest jego funkcja. Silne wibracje masażera przenoszą się właśnie na ten języczek już jako nieco stłumione. Serduszko wibruje bardzo szybko, dając delikatniejsze doznania przypominające pracę wprawnego języka przy cunnilingus. Jakie wrażenia zapewnia to łechtaczce?

Intensywne doznania

Dla mnie jest to unikalne doświadczenie. Wiele gadżetów obiecuje doznania zbliżone do seksu oralnego – ten akurat nie ma takich ambicji. A to właśnie jego działanie wydaje mi się najbliższym do intensywnej oralnej stymulacji. W dotyku języczek jest bardzo delikatny. Jednak przy wyższych poziomach intensywności wydaje się coraz twardszy, a duża siła wibracji gwarantuje łechtaczce silne doznania.

Do ciała można też przyłożyć sam intensywnie wibrujący trzon gadżetu, który dostarcza jeszcze mocniejszych wrażeń. Masażer jest również niezwykle uniwersalny: można nim stymulować wszystkie zewnętrzne strefy erogenne. Warto dodać, że silikon jest aksamitny, bardzo miły w dotyku. Całość doświadczenia z Je Joue Amour okazuje się więc niezwykle przyjemna. Orgazmy może nie przychodzą z nim tak łatwo jak z masażerami bezdotykowymi, ale spokojnie jestem je w stanie wyciągnąć nawet z mojej wymagającej łechtaczki.

Specyficzne odgłosy

Same wibracje gadżetu są dość ciche, tak jak obiecuje producent. Natomiast na wyższych poziomach intensywności masażer coraz głośniej bzyczy, a trzepoczący języczek przyłożony do ciała wydaje czasem dźwięki klaskania. Wciąż nie brzmi to jak przeraźliwy hałas, ale osobom poszukującym najcichszych zabawek może przeszkadzać. Mnie po prostu bawi.

Na granatowym tle w białe gwiazdki leży jasnoróżowy masażer Amour. Przy jego podstawie widać napis: Je Joue.
Jasnoróżowy masażer łechtaczki Je Joue Amour widziany od tyłu

Wygodny pod każdym względem

Masażerem Amour łatwo się operuje i steruje. Trzy przyciski są bardzo intuicyjne, a liczba trybów wibracji optymalna. Gadżet zapewnia bowiem 5 poziomów intensywności i 7 schematów wibracji – dla mnie idealnie, nie za dużo, nie za mało. Wciskając jednocześnie plus i minus można włączyć blokadę podróżną: to przydatna opcja na wycieczki.

Gładki silikon bardzo łatwo się myje pod bieżącą wodą. Zabawkę ładuje się względnie krótko: do 1,5 godziny. Działa do godziny, co w zupełności wystarcza na kilka czy kilkanaście użyć.

W prostocie siła

Je Joue Amour okazuje się ostatecznie gadżetem eleganckim, prostym w obsłudze. Wykorzystuje pozornie banalną i tanią, ale za to bardzo pomysłową innowację, jaką jest ruchomy języczek-serduszko. Dla mnie jest on hitem tego roku: żaden inny gadżet z nowoczesną, wyjątkową funkcją nie dał mi tyle przyjemności co ten. A przecież to wcale niedroga zabawka, bo w cenie około 200 zł!

Do tego masażer jest po prostu prześliczny – zadowoli osoby kochające uroczą estetykę. Wprawne oko dostrzeże też, że przy ułożeniu serduszkiem do dołu jego kształt przypomina penisa z jądrami, co wydaje mi się zabawnym smaczkiem. W zasadzie jedyne, co mam mu do zarzucenia, to brak woreczka do przechowywania. Moim zdaniem, lepiej gdyby kosztował 20 zł więcej i zawierał ten przydatny dodatek. Wtedy dawałby naprawdę pełne doświadczenie luksusowego gadżetu. Ale nawet teraz okazuje się zaskakująco świetnym, niedrogim pomysłem na prezent dla siebie lub bliskiej osoby.

zdjęcia do tekstu: autorka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top